Jakiś czas temu omawiane było moje od niedawna wynajmowane mieszkanie i kwestia jego wyposażenia.
Dziadek: Macie w tym mieszkaniu radio?
Ja: Nie, Dziadku, nie mamy.
D: [uradowany] O! To ja sprawię Ci prezent! Mam takie radyjko, którego nie używam - chciałbym, żebyś je wzięła!
[idę za Dziadkiem do pokoju]
D: [z dumą] Proszę - radioodbiornik Irena!
J: Eeee... Dziadku... ono chyba nie odbiera żadnej ze stacji, których słucham.
D: [zmartwiony] Tak myślisz?
sobota, 29 stycznia 2011
hej kolęda, kooo-lę-da!
W dawnych czasach, kiedy jeszcze mieszkałam w domu mym rodzinnym, nic mnie tak nie denerwowało jak wczesnoporanna, sobotnia kolęda. W ten jeden z dwóch tylko dni, kiedy człowiek mógł się wyspać, akurat sobie księża zamarzyli chodzenie po domach od ósmej r a n o (!), i to w dodatku ze słowem Bożym na ustach. Oczywiście cała rodzina sterroryzowana tak zapowiedzianą wizytą zrywała się bladym świtem i na baczność oczekiwała księdza, który na ogół przybywał w okolicach południa.
Zdarzyło się jednak raz, że pojechaliśmy na święta do Babci i nikt z domowników nie był w naszym parafialnym kościele w niedzielę, kiedy zapowiadano wizyty duszpasterskie. Wyobraźcie sobie więc zdziwienie mojego Dziadka, gdy w sobotę koło 8.30 dzwonek do drzwi zakłócił mu poranną toaletę. Następnie wyobraźcie sobie zdziwienie księdza (słowo Boże zapewne zamarło mu na ustach), któremu drzwi otworzył Dziadek w samym tylko podkoszulku i majtkach oraz pasie przepuklinowym (chciałabym przy okazji zaznaczyć, że Dziadek jest bardzo eleganckim Starszym Panem - jeśli tylko ma czas się ubrać). Zupełnie nie speszony swym dezabilem Dziadek rzeczowo poinformował księdza, że wszyscy w domu jeszcze śpią, w związku z czym uprzejmie prosi, aby ksiądz przyszedł później.
Cały dom został momentalnie postawiony na nogi. Dziadek, nie tracąc chwili, wbił się w swój najlepszy garnitur i lakierki, włączył płytę z kolędami i zasiadł w salonie czekając na księdza. Rodzice, którzy akurat znali owego księdza, bezskutecznie usiłowali się dodzwonić do niego na komórkę.
Czekaliśmy do wieczora. Ksiądz się nie pojawił.
Zdarzyło się jednak raz, że pojechaliśmy na święta do Babci i nikt z domowników nie był w naszym parafialnym kościele w niedzielę, kiedy zapowiadano wizyty duszpasterskie. Wyobraźcie sobie więc zdziwienie mojego Dziadka, gdy w sobotę koło 8.30 dzwonek do drzwi zakłócił mu poranną toaletę. Następnie wyobraźcie sobie zdziwienie księdza (słowo Boże zapewne zamarło mu na ustach), któremu drzwi otworzył Dziadek w samym tylko podkoszulku i majtkach oraz pasie przepuklinowym (chciałabym przy okazji zaznaczyć, że Dziadek jest bardzo eleganckim Starszym Panem - jeśli tylko ma czas się ubrać). Zupełnie nie speszony swym dezabilem Dziadek rzeczowo poinformował księdza, że wszyscy w domu jeszcze śpią, w związku z czym uprzejmie prosi, aby ksiądz przyszedł później.
Cały dom został momentalnie postawiony na nogi. Dziadek, nie tracąc chwili, wbił się w swój najlepszy garnitur i lakierki, włączył płytę z kolędami i zasiadł w salonie czekając na księdza. Rodzice, którzy akurat znali owego księdza, bezskutecznie usiłowali się dodzwonić do niego na komórkę.
Czekaliśmy do wieczora. Ksiądz się nie pojawił.
Subskrybuj:
Posty (Atom)