Jak wspominałam we wpisie kilkanaście postów wcześniej, był taki okres mego życia, kiedy współdzieliłam mieszkanie z bratem. W sumie mieszkało nas więc: trzy dziewczęta i jeden mój brat. Dziadek bardzo zadowolony był z takiego obrotu sprawy (tj. opuszczenia przez brata siedliska rozpusty, jakim jest akademik, i wzajemnego wspierania się swoich wnucząt), jednak była pewna istotna kwestia, która spędzała mu sen z powiek.
[dialog powtórzony mi przez brata, więc nie przytoczę go w dosłownym brzmieniu]
Dziadek: [Brat], a masz jakiś szlafrok?
Brat: Nie...
Dz: To weź mój.
B: [zdziwiony] Ale Dziadku... po co mi szlafrok?
Dz: Żebyś taki nieodziany po mieszkaniu nie chodził.
* albowiem jeśli kto ma dwie szaty, a bliźni jego nie ma ani jednej, niech ten, co ma dwie szaty, da temu, kto nie ma ani jednej
ech, Dzidek się przestraszył o los wnuka... :P
OdpowiedzUsuńRaczej o cnotę ;P
OdpowiedzUsuńA było jeszcze o co się przestraszać;)?
OdpowiedzUsuńM.
Martwił się o los wnuka czy o te 3 niewiasty?:D
OdpowiedzUsuń